Nie potrafię być sobą za często.
Stresuję się, gadam głupoty, gadam bezsensu - za każdym razem, wszędzie.
Jaka jestem?
Jaka potrafię być?
Jaka będę?
Zmienie się? Nie, zmieniłam się.
Chcę być taka jak kiedyś. Jaka byłam? Jaka jestem? Jaka będę...
Hipertrofia myśli, co? Kompleksy. Wszechobecny nacisk ze strony ludzi, który sprawia, że mimo wszystko większość z nas się ugina i staje się "normalna". Wmawia nam się od małego "masz być normalny, nie wyróżniaj się, bądź jak każdy" zamiast "jesteś wyjątkowy/a, pielęgnuj to w sobie". W końcu nadchodzi jednak moment, kiedy nie potrafimy już wytrzymać ciągłego udawania kogoś, kim nie jesteśmy. Zaczynamy nienawidzić samych siebie - bo pokazujemy się społeczeństwu pod maską - aż w końcu tą maską się stajemy. Stajemy się własną karykaturą - wszyscy wokół nas nie znają. Znają tą osobę, którą przed nimi gramy. Stajemy się dwulicowi, fałszywi. A to największe świństwo, którego możemy się nauczyć. Dlaczego? Dlatego, że na początku nad tym panujemy. Do czasu potrafimy czerpać korzyści z bycia przebiegłym. Później jednak zagłębia się to w nas tak, że tracimy nad tym kontrolę. Stajemy się własnymi niewolnikami. Wiem, bo sama już przez to przeszłam. I nie chcę wchodzić w to po raz drugi.
Powoli wracam do życia. Korzystam z chwil, bo przecież one liczą się najbardziej. Wspomnienia nie mają ceny, jak dziś usłyszałam. Cieszę się, że mogę być tu, gdzie jestem, choć rzadko to doceniam.
Coś we mnie burzy się, pomimo zewnętrznego ładu. Czy to mnie teraz przypadło stawianie czoła trudom?
Tak, nie ma ograniczeń dla człowieka.
Wspomnienia koją ból tęsknoty.Uspokój umysł.Może schowam się dziś w otchłani umysłu i stworzę sobie idealną wizję. Zatracę się w iluzji.
Wszystko jest jakieś cięższe do zniesienia , niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Dni płyną nieubłaganie szybkim tempem, godziny uciekają zbyt prędko, a sekundy stają się niezauważalne. Emocje, których nie jestem w stanie lub po prostu nie umiem zdefiniować, definicje, które są nic nie znaczące i słowa, których znaczenie pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Sprawy pozornie błahe, stają się skomplikowane, gdy napotykają codzienność. Wszystko jest tak naprawdę w zasięgu mojej ręki, bardzo możliwe do osiągnięcia. Niestety, bariera strachu jaka mnie dzieli od celu jest porażająca. Bariera, która - im mocniej się staram odnaleźć w życiu jakikolwiek sens, czy też konkretny cel - umacnia się.
Jest coraz to bardziej i bardziej uciążliwa, coraz mocniejsza i jeszcze bardziej skutecznie powstrzymuje mnie przed dostępem do świata normalnego.
Poniekąd otworzyłam swoją klatkę na kolory świata zewnętrznego, lecz ich intensywność transceduje moją gotowość na zmiany.
Widzę jak świat pędzi coraz szybciej, ludzie zmieniają się coraz bardzej, a ja sama, wciąż przepełniona jest starymi wspomnieniami. Przyjaciele, który kiedyś wydawali się być niezastąpieni, teraz stoją po drugiej stronie barykady.
Są jeszcze bardziej obcy niż śmierć.
Jestem przerażona konsumpcyjnym potworem, który pożera cały świat mnie otaczający. Lękam się tego, że i ja już zostałam pożarta. Nie potrafię (a może po prostu nie chcę?) zdewastować bariery między mną, a resztą.
Pomiędzy klatką, a światem zewnętrznym. Między nędzną wegetacją, a życiem, które cały czas się toczy i jest w zasięgu mojego wzroku. Wszystko wydaje się takie potworne, nieosiągalne, odległe i przede wszystkim nie stworzone dla mnie. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że podjęłam złe decyzje, obrałam złą drogę. Drogę, w której nie ma mnie samej, tylko wymagania na mnie nakładane.
Człowiek musi podążać i zawsze pozostawać w zgodzie z sobą, a nie z oczekiwaniami tudzież rozbieżnymi poglądami innych. Tak Juluś, właśnie to zrozumiałam.
Możemy nazywać się kapitanami własnych statków. Od czasu do czasu mylimy drogę, gubimy ster, alenieustannie jest możliwość sposobność by dopłynąć do odpowiedniego portu. Zdaje się, że dopływam. Późno, stopniowo, flegmatycznie, ale teraz wiem, iż życie samo w sobie nie jest złe. Każdy z nas tworzy układ, porządek, w którym nie łatwo istnieć, poddając się falom retrospekcji, poddając się chwilom, których czas już dawno minął, a wciąż szerzą toksyczny jad na drodze naszego bytu. I posiadają na to nasze całkowite przyzwolenie. Mimo wszystko jest jednak szansa. Ewentualność, która zależy tylko od nas.
Nie wiem już, czy jest ciężko, czy ja narzucam ten system, bo jestem przyzwyczajona..
Może już nie potrafię doceniać tego, co mam.
Tęsknię za tym wszystkim, jak było kiedyś. Nie ważne.. Byliśmy ludźmi.
Może zbyt wiele oczekuję. Może zbyt wiele sobie wyobrażam. Może zbyt wiele rozmyślam. Tak.
Źle się czuję.
I nie wiem, jak jest.
Gubię się trochę w tym istnieniu. Nie bardzo wiem, co robić. Z kim rozmawiać. O czym myśleć. Tak dużo złych myśli.
Gorsze dni. Na pewno.. to gorsze dni.
Tak strasznie gardzę ludźmi..
Nienawidzę Was, tak strasznie... Nic nie rozumiecie, nic nie wiecie..
Miejsce wysypane tępymi mózgami, które nie posiadają opcji wyżej, niż marne funkcjonowanie. Zaśmiecacie ten świat i umysły kogoś ponad Wami. Zagradzacie droge i przeszkadzacie w realizacji spraw.
To już nie jest wojna z nimi. To głównie wojna z samym sobą.
Musisz chcieć istnieć dla siebie i mimo otaczajacego zła być dobrym. Związki paradoksów, tajemnice, szerokie i niewytłumaczone pojęcia potrafią wymęczyć nawet najbardziej wytrwałego.
Chcę być nieświadomą. Chcę w beztrosce pójść na spacer. Zaciągnąć się powietrzem i patrzeć w niebo bez obaw.
Śmiać się i nie ukrywać niczego pod tym. Zasypiać i nie bać się budzić.Cóż... Nie mam niestety wpływu na los.
Boję się. Nie boję się. Chcę tego. Nie chcę tego. Nie zrozumiem siebie dzisiaj. Nie potrafię do siebie dotrzeć. Nie wiem.
Dobrze, że wciąż stoją ze mną osoby, na których zależy mi najbardziej na świecie. Bez nich nie dałabym sobie rady.
Braki wszystkiego są najgorsze.
Brak uczuć.
Brak osób.
Brak cząstek siebie.
Pożądam czegoś, czego nie posiadam.
Wyczekuję czegoś, czego długo mieć nie będę.Rozmyślam nad czymś, czego nie potrafię osiągnąć.
Tęsknię za kimś, kto jest nieobecny.
Jak się czuję? Nie wiem, ale wiem coś innego.
Wiem jaka się czuję. Jaka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz