środa, 25 grudnia 2013

Naprawdę dziwnie mi bez Ciebie. Choć może to błąd - tak, to na pewno błąd, trudno - to nie mogę przestać myśleć, myśleć, myśleć. Wskoczyłam do studni i zakryłam wlot wielkim kamieniem. Teraz siedzę na jej dni, cała mokra, zimna, przemarznięta. A Ty patrzysz na mnie z góry z uśmiechem. Bębnisz palcami w kamień. Masz swój rytm, który rozbrzmiewa otaczając całą mnie. Śmieje się, i jest to śmiech tak dziwny, niedorzeczny - jak my. Albo raczej zalążek nas, któryś my wspólnie zabili. Siedzę,a Ty, przypatrując mi się z nienawiścią formułujesz słowa wyrwane z kontekstu, przekształcając je w coś tak absurdalnego, że przechodzą mnie ciarki.
Wydrapujesz nimi wielkie strupy w mojej głowie, wchodzi w nią więcej niż mogłoby się wydawać. Podpalam się, płonę, a topiąc się wydaję okropne dźwięki - krzyki tak potworne, tak niewyobrażalnie dzikie, gorsze niż te, jakie wydają dusze w piekle. Płonę. A ja nic nie mogę na to poradzić, bo i cóż? Drapiąc pazurami, też nic nie daje, więc nawet nie próbuje, bo szkoda mi sił. Osiągnięcie celu polega na tym, by zatrzymać przy sobie kogoś na dłużej, niż mi się marzy. Czyli osiągnięcie celu jest niemożliwe. Już się nie śmieje.

Przepraszam.

Nie czuję tych świąt. Nadal. to smutne, naprawdę smutne. Kiedy byłam mała, to je czułam. Jak nadchodziły wielkimi krokami, ogromnie się cieszyłam. I był też cudowny głos dziadka. I milsza atmosfera, która teraz jest zaropiała.

poniedziałek, 23 grudnia 2013










Flegmatycznie układam sobie życie, które parę miesięcy temu uległo całkowitej destrukcji.Moje życie to układanka. Brakuje w nim połowy elementów, które zabrałeś. Zabrałeś? Zabrałeś to pewne, bo i któż inny mógłby to zrobić? Generalnie nikt prócz Ciebie ostatnimi czasy mnie nie opuścił, nikomu na to nie pozwoliłam. Cóż...
Czuję swąd. Coś śmierdzi, bez dwóch zdań. Pełno tu kurzu. Co zrobiłam? Weszłam do pokoju, do którego nie wchodziłam trochę więcej niz parę miesięcy. W tym domu zbudowano kiedyś pokój bez okna. Wysnuwam też podejrzenia, że jest w nicm pełno robactwa, choć pewności nie mam. Mylę się? Nie. Kurz, pełno kurzu, ale jest tu też piękne łóżko i stara szafa. Myślę, że kiedyś powstanie tu okno. Może to niemożliwe, może? Na łóżku widzę pełno kurzu. Wszędzie, jak okiem sięgam- tylko kurz. Jego gruba warstwa osiada na mnie tuż po przekroczeniu progu. Na tym łóżku nikt nigdy się nie kochał, a nawet jeśli to robił, to było to bardzo dawno temu. Wokół niego widzę wielką kałużę łez. Bez miłości wszystko obumiera, płacze. Zapłaczmy znowu razem, a potem wyjdźmy z tego pokoju i uśmiechajmy się do innych tak, jakby nigdy nic się nie stało. Bo oni tego od nas oczekują. Przecież nie możemy ich rozczarować.
Dlaczego piszę to w liczbie mnogiej? Przecież nikogo już nie ma.




wracam do ostatnich miesięcy. 
Ewa, nie rób tego. 
Ewa, to niemądre.
Ewa, bo znowu tak będzie...
Ewa..

Święta!























klik na zdjęcie!
od lewej: Dadźka, Murek, Ja, Natalia, Pies Przewodnik, Daria, Madzia :)


 Więc po raz kolejny z tego co mi wiadomo wszystko rzekomo ustawiło się w wyznaczonym miejscu, tam, gdzie powinno być zawsze i od dawna  tam pozostać.


Świat to miejsce nieprzyjazne.
Świat to miejsce pełne ciemnych , wilgotnych i zapleśniałych zakątków,które są mroczniejsze niż noc. 
Świat to miejsce niezwykle męczące.
Ale to przecież proste wnioski, czyli logiczne konkluzje.
Już niedługo jak mniemam, będziemy grzebać się w postapokaliptycznej miernocie z chipami w skarłowaciałych mózgach.
Ludzie są ograniczeni. To nie ulega wątpliwości.





sobota, 21 grudnia 2013

Berlin

Berlin z klasą genialny!



























"Skoro Ty jesteś szczęśliwa to nikt nie może być"

"Wybrałam pomiędzy życiem z Tobą, a życiem szczęśliwym"

tych słów nie zapomnę do końca życia

niedziela, 15 grudnia 2013

Jeszcze do niedawna w głowie byłam czymś w rodzaju boga. Byłam ponad każdym innym człowiekiem, moje cele i priorytety miały bardzo idealistyczną barwę, chciałam być wszystkim dla wielu ludzi i mieć wszystko. Byłam pewna swoich ponadprzeciętnych możliwości intelektualnych oraz o niesamowicie rozwiniętej inteligencji emocjonalnej, o łatwości z jaką przychodziło mi manipulowanie innymi. Każda z ówczesnych relacji interpersonalnych były dla mnie czymś w rodzaju testu, czy dam radę; czy będę potrafiła dość perfekcyjnie przybrać tożsamość kogoś, kim nie jestem, czy podołam zadaniu zdobycia czyjegoś zaufania szybciej, niż przewiduje to norma, czy podołam zadaniu wywarcia określonego wpływu na poszczególne jednostki, a z czasem na większą ilość osób. Nie przywiązywałam się, to chyba było najbardziej bezpieczne, nie miałam nadzwyczajnych wymagań wobec innych, każdego dnia spoglądałam na nich dość pobłażliwie dziwiąc się, że są w stanie chodzić i mówić jednocześnie. Ja byłam wyjątkowa. Nadzwyczajna. Tworzyłam przed sobą imaginację własnej rzeczywistości, często imponowałam innym, choć szczerze nie wiem czym, polegałam sama na sobie.

niedziela, 8 grudnia 2013

Jest idealnie.



"Nie unoś w ironicznym grymasie kącików ust, przecież wiem, że kochasz życie równie mocno jak ja. Kochasz je na przekór swojej pogardzie, na przekór pewności, że minie i że trzeba się oswoić z tą myślą. Kochasz je na przekór oswojeniu. "



"Tak jak co wieczór proszę Pana
o Ciebie,
o Twój uśmiech,
o Twoje spojrzenie tak wiele mówiące,
o ciepło od Twego dotyku,
o Twój śmiech i błysk w oku.
Tak jak co wieczór
Pan mnie słyszy.




stoją przed sobą te dwie postaci, mają spuszczone głowy
piskliwa nagość obu mentalności przeszywa im skóry. 
na wskroś, cholera. 
na wskroś.
...
z każdą setną sekundy dystans skraca swój dystans.
smycze więzi, kajdany zależności zbliżają 
bez ograniczeń.
...
jedna z trwających sekund obraca się w wieczność
zwieńczona w pocałunku, zamykającym cały ten chaotyczny świat 
w dotyku naszych warg.


"Owładnęła mną rozkoszna słodycz, odosobniona, nieumotywowana. Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jego błahe, krótkość złudna; działała w ten sam sposób, w jaki działa miłość, wypełniając mnie kosztowną esencją; lub raczej ta esencja nie była we mnie, była mną."
Marcel Proust
"W poszukiwaniu straconego czasu"

niedziela, 1 grudnia 2013

next seven days.

Nigdy nie traciłam nadziei, że wrócisz.
Dostawałam sygnały, dzwonienie do drzwi, pukanie. Za każdym razem brakowało mi tchu. W końcu musiałam dopuścić do siebie myśl, że Twoje życie podzieliło się na dwie części: PRZED i PO, pomiędzy nimi sterczy wbity twardo nóż: strata. Nie ogranicza ruchów - można z nim chodzić, śmiać się, żyć jakby nigdy nic, ale wystarczy przystanąć na chwilę i zgiąć plecy, a w środku poczuje się bardzo wyraźnie ziejącą pustkę. A dobrze wiedziałaś, że ja często je zginam, często upadam. Nigdy nie mów, że nie wrócisz. Wróciłaś, widzisz? A mialaś tego nie robić. Tak bardzo się cieszę, że znowu jesteś. Że budzę się i wiem, że gdzieś tam jesteś sobie i kochasz mnie swoim serduszkiem. To był test. Najcięższy w moim życiu. Napisalaś mi, że tamten oblałyśmy, to bylo... przykre. Ale to nie był koniec. to nie jest koniec. NA SZCZĘŚCIE. Obie zadbamy o to by bylo lepiej. Jesteś częścią mnie. Zawsze będziesz.
       Coraz to częściej zaczęłam łapać się nieustannym wracaniu do przeszłości, z której usilnie pragnęłam się wynurzyć. Jest tak wyraźna, że czasem wręcz się niepokoję, czy starczy mi miejsca na zapamiętanie dalszego życia, skoto tak dobrze pamiętam przeszłość. Dopiero niedawno przekonałam się, że jest możliwe by wynurzyć się nie zapominając, a pamiętanie nie musi być duszeniem się.

Miłość, zupełnie nie ma jakiegokolwiek sensu. Ale za to nadaje sens całej reszcie. 

Gdy teraz to czytam, to dochodzę do wniosku, że nawet, gdy jestem szczęśliwa, nie potrafię tego opisać. Kiedyś się nauczę, na pewno. Po prostu nigdy nie definiowałam tego co pozytywne, nie czułam takiej potrzeby, bo rozumiałam szczęście. Inaczej jednak jest ze smutkiem. Potrzebuję wiedzieć, co jest jego powodem. I zaczynam definiować... 


Jestem szczęśliwa. Tak troszkę. Tak troszkę bardzo. 
wracam do Szczecina. znów. 
dasz radę Eff.


"Kochanie bedziemy silne,jestesmy razem. Juz zawsze bedziemy."

niedziela, 24 listopada 2013

Świat skreśli tę miłość nim jej dotkniemy.





Chodź, pokażę ci,
jak bardzo chcę byś był

Weź sobie mnie, bo tylko Ty

i więcej nic.


Kochanie udawaj, że

miłość to nie grzech

Boje się jej, niech prawda śpi,

nic nie mów mi
Ciii...


Czasem marzę, że 

to nie dzieje się

Książę z bajki jest moim złym snem,

on męczy mnie.

I widzisz sam, gdy Ciebie mam,

to siebie tak mi jakoś brak

Przeklinam nas i kocham nas, 

nie umiem odejść, nie wiem jak

Więc zabij go i zabij mnie,

to będzie łatwe, nie bój się

Przeklinam cię i kocham cię,

z miłości leczy... tylko śmierć
                                                                                                                                                 

Jaka to rozkosz, jaka słodycz życia - siedzieć w chłodnym domu, pić herbatę, pogryzać ciasto i czytać. Przeżuwać długie zdania, smakować ich sens, odkrywać nagle w mgnieniu sens głębszy, zdumiewać się nim i pozwalać sobie zastygać z oczami klejonymi w prostokąt szyby. Herbata stygnie w delikatnej filiżance; nad jej powierzchnią unosi się koronkowy dymek, który znika w powietrzu, zostawiając ledwie uchwytny zapach. Sznureczki liter na białej stronie książki dają schronienie oczom, rozumowi, całemu człowiekowi. Świat jest przez to odkryty i bezpieczny. Okruszki ciasta wysypują się na serwetę, zęby dzwonią leciutko o porcelanę. W ustach zbiera się ślina, bo mądrość jest apetyczna jak drożdżowe ciasto, ożywiająca jak herbata.
                                                                                             

co jeżeli to wszystko jest prawdą.
co jeżeli rozrywa mnie wewnetrznie coś o czym nie mam pojęcia, lub mam.

co jeżeli wciąż chowam wszystko do czarnego pudła, zamieniam w niewidoczne i odkładam na drugi koniec pokoju, a zderzam się z tym jedynie wtedy, gdy sama się o to potknę i ląduje twarzą w gruncie.

chyba zwątpiłam w siebie.

innych.
świat.
uczucia.
procesy.
indywidualność.
prawde.
co jeżeli zabiliście we mnie wszystko.
nic się nie zmienia, tylko tyle..
że to chyba ja tym razem potrzebuje pomocy.
stałam się złym człowiekiem. 
                                        
ludzie są tak mocno zniszczeni.
zniewoleni przez swoje urojone problemy, przez co używają swoich słów w czyjeś usta, by zmniejszyć swój ciężar.
to jest kurwa idiotyczne.
tutaj już nie ma miejsca na miłość. 
miłości n i e m a.
chciałabym choć raz zamknąć oczy na tyle starannie, że gdy je otworzę nie zobaczę więcej już tych twarzy.
twarzy popaprańców psujących mój światopogląd.
chciałabym być zimna i obojętna, bez sumienia, bez empatii. 
jak ten, tamta, czy jeszcze inny.
chciałabym zatrzymać się i wyrzucić swoje serce gdzieś na peryferiach tego obrzydliwego miasta. Szczecin jest okropny.
chciałabym nie czuć, ponieważ boję się czuć.
i tak mocno nie chcę przechodzić znów przez etap straty, że wolę już nie kochać niczego.
a przecież to miłość mnie zabiła i wobec tego tylko ona może mnie uratować.
p r z e g r a ł a m.
skreśliłam ludzi, bo dziś nie ma miejsca na miłość.
nikt nie potrafi stworzyć czegoś, co może być wieczne.
wieczność to oddanie serca, oddanie duszy, oddanie słów pięknych równie co uczucie.
wieczność to mój własny latawiec.
dlatego, by osiągnąć coś co jest wieczne- musimy umierać.
tutaj nikt nie odnajdzie wieczności w oparciu o takie zakłamanie wszem i wobec.
kurwa, tak bardzo chcę nie czuć NIC.
nie czuć nic.
jak wy.
chłodny lód, łzy duszy, krwawe nadgarstki, uśmiech, pogarda przez pustynne ogniste braki w klatce piersiowej.
tak bardzo chcę.
n i e c z u ć n i c.
położyć się na podłodzę zupełnie bez celu i domknąć powieki.
a kiedy się obudzę zniknie wszystko.
wszystko nad czym pracowałam.
i wszystko.. czego nigdy mieć nie mogłam.
nic więcej, nic mnie.

piątek, 22 listopada 2013

Paradoksalność w ludzkiej skórze.






Nie potrafię być sobą za często.
Stresuję się, gadam głupoty, gadam bezsensu - za każdym razem, wszędzie.
Jaka jestem?
Jaka potrafię być?
Jaka będę?
Zmienie się? Nie, zmieniłam się.
Chcę być taka jak kiedyś. Jaka byłam? Jaka jestem? Jaka będę...

Hipertrofia myśli, co? Kompleksy. Wszechobecny nacisk ze strony ludzi, który sprawia, że mimo wszystko większość z nas się ugina i staje się "normalna". Wmawia nam się od małego "masz być normalny, nie wyróżniaj się, bądź jak każdy" zamiast "jesteś wyjątkowy/a, pielęgnuj to w sobie". W końcu nadchodzi jednak moment, kiedy nie potrafimy już wytrzymać ciągłego udawania kogoś, kim nie jesteśmy. Zaczynamy nienawidzić samych siebie - bo pokazujemy się społeczeństwu pod maską - aż w końcu tą maską się stajemy. Stajemy się własną karykaturą - wszyscy wokół nas nie znają. Znają tą osobę, którą przed nimi gramy. Stajemy się dwulicowi, fałszywi. A to największe świństwo, którego możemy się nauczyć. Dlaczego? Dlatego, że na początku nad tym panujemy. Do czasu potrafimy czerpać korzyści z bycia przebiegłym. Później jednak zagłębia się to w nas tak, że tracimy nad tym kontrolę. Stajemy się własnymi niewolnikami. Wiem, bo sama już przez to przeszłam. I nie chcę wchodzić w to po raz drugi.

Powoli wracam do życia. Korzystam z chwil, bo przecież one liczą się najbardziej. Wspomnienia nie mają ceny, jak dziś usłyszałam. Cieszę się, że mogę być tu, gdzie jestem, choć rzadko to doceniam.
Coś we mnie burzy się, pomimo zewnętrznego ładu. Czy to mnie teraz przypadło stawianie czoła trudom? 
Tak, nie ma ograniczeń dla człowieka. 
Wspomnienia koją ból tęsknoty.Uspokój umysł.Może schowam się dziś w otchłani umysłu i stworzę sobie idealną wizję. Zatracę się w iluzji.
Wszystko jest jakieś cięższe do zniesienia , niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Dni płyną nieubłaganie szybkim tempem, godziny uciekają zbyt prędko, a sekundy stają się niezauważalne. Emocje, których nie jestem w stanie lub po prostu nie umiem  zdefiniować, definicje, które są nic nie znaczące i słowa, których znaczenie pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Sprawy pozornie błahe, stają się skomplikowane, gdy napotykają codzienność. Wszystko jest tak naprawdę w zasięgu mojej ręki, bardzo możliwe do osiągnięcia. Niestety, bariera strachu jaka mnie dzieli od celu jest porażająca. Bariera, która - im mocniej się staram odnaleźć w życiu jakikolwiek sens, czy też konkretny cel - umacnia się. 
Jest coraz to bardziej i bardziej uciążliwa, coraz mocniejsza i  jeszcze bardziej skutecznie powstrzymuje mnie przed  dostępem do świata normalnego.
Poniekąd otworzyłam swoją klatkę na kolory świata zewnętrznego, lecz ich intensywność transceduje moją gotowość na zmiany.
Widzę jak świat pędzi coraz szybciej, ludzie zmieniają się coraz bardzej, a ja sama, wciąż przepełniona jest starymi wspomnieniami. Przyjaciele, który kiedyś wydawali się być niezastąpieni, teraz stoją po drugiej stronie barykady.
Są jeszcze bardziej obcy niż śmierć.
Jestem przerażona konsumpcyjnym potworem, który pożera cały  świat mnie otaczający.  Lękam się tego, że i ja już zostałam pożarta. Nie potrafię (a może po prostu nie chcę?) zdewastować bariery między mną, a resztą. 
Pomiędzy klatką, a światem zewnętrznym. Między nędzną wegetacją, a życiem, które cały czas się toczy i jest w zasięgu mojego wzroku. Wszystko wydaje się takie potworne, nieosiągalne, odległe i przede wszystkim nie stworzone dla mnie. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że podjęłam złe decyzje, obrałam złą drogę. Drogę, w której nie ma mnie samej,  tylko wymagania na mnie nakładane. 
Człowiek musi podążać i zawsze pozostawać w zgodzie z sobą, a nie z oczekiwaniami tudzież rozbieżnymi poglądami innych. Tak Juluś, właśnie to zrozumiałam.
Możemy nazywać się kapitanami własnych statków. Od czasu do czasu mylimy drogę, gubimy ster, alenieustannie jest możliwość sposobność by dopłynąć do odpowiedniego portu. Zdaje się, że dopływam. Późno, stopniowo, flegmatycznie, ale teraz wiem, iż życie samo w sobie nie jest złe. Każdy z nas tworzy układ, porządek, w którym nie łatwo istnieć, poddając się falom retrospekcji, poddając się chwilom,  których czas już dawno minął, a wciąż szerzą  toksyczny jad na drodze naszego bytu. I posiadają na to nasze całkowite przyzwolenie. Mimo wszystko jest jednak szansa. Ewentualność, która zależy tylko od nas.
   Nie wiem już, czy jest ciężko, czy ja narzucam ten system, bo jestem przyzwyczajona..
 Może już nie potrafię doceniać tego, co mam.
Tęsknię za tym wszystkim, jak było kiedyś. Nie ważne..  Byliśmy ludźmi. 
    Może zbyt wiele oczekuję. Może zbyt wiele sobie wyobrażam. Może zbyt wiele rozmyślam. Tak.
Źle się czuję. 
I nie wiem, jak jest.
Gubię się trochę w tym istnieniu. Nie bardzo wiem, co robić. Z kim rozmawiać. O czym myśleć. Tak dużo złych myśli.
Gorsze dni. Na pewno.. to gorsze dni.
     Tak strasznie gardzę ludźmi..
Nienawidzę Was, tak strasznie... Nic nie rozumiecie, nic nie wiecie..
Miejsce wysypane tępymi mózgami, które nie posiadają opcji wyżej, niż marne funkcjonowanie. Zaśmiecacie ten świat i umysły kogoś ponad Wami. Zagradzacie droge i przeszkadzacie w realizacji spraw. 
     To już nie jest wojna z nimi. To głównie wojna z samym sobą.
 Musisz chcieć istnieć dla siebie i mimo otaczajacego zła być dobrym. Związki paradoksów, tajemnice, szerokie i niewytłumaczone pojęcia potrafią wymęczyć nawet najbardziej wytrwałego.
Chcę być nieświadomą. Chcę w beztrosce pójść na spacer. Zaciągnąć się powietrzem i patrzeć w niebo bez obaw.
Śmiać się i nie ukrywać niczego pod tym. Zasypiać i nie bać się budzić.Cóż... Nie mam niestety wpływu na los. 
     Boję się. Nie boję się. Chcę tego. Nie chcę tego. Nie zrozumiem siebie dzisiaj. Nie potrafię do siebie dotrzeć. Nie wiem.
Dobrze, że wciąż stoją ze mną osoby, na których zależy mi najbardziej na świecie. Bez nich nie dałabym sobie rady.

Braki wszystkiego są najgorsze.
Brak uczuć.

Brak osób.
Brak cząstek siebie.

Pożądam czegoś, czego nie posiadam.
                                                                           Wyczekuję czegoś, czego długo mieć nie będę.
                                                                           Rozmyślam nad czymś, czego nie potrafię osiągnąć.
                                                                           Tęsknię za kimś, kto jest nieobecny.
                                                                           Jak się czuję? Nie wiem, ale wiem coś innego.
                                                                           Wiem jaka się czuję. Jaka?

niedziela, 17 listopada 2013

Co dalej?

Obejrzałam się za siebie,
Ten raz ostatni, póki jeszcze mogę.
Wciąż tam stał.
Patrzył z wyraźnym bólem,
Ale jakby rozumiał, że muszę.
Tym razem zrobi to, o co go proszę.
Będzie dzisiaj grzeczny...
Gdy zabroniłam mu kochać,
Słuchał tego z żalem.
Gdy prosiłam o wymazanie mnie z pamięci,
Udał, że to zrobił.
Ale mimo tego, co mówiłam..
On zawsze mnie bronił i chronił od zła.
A ja byłam taka zimna i oschła.
Nie doceniałam go do końca.
Wybacz,
Ale dzisiaj polegnę.
Już mnie nie uratujesz.
Prosiłam, by żył dalej.
Chciał się pożegnać.
Jego oczy
Stale pełne miłości i gorzkiego bólu
Zabraniają sumieniu decydować.
Zamknęłam powieki.
To pożegnanie... 
,,To będzie jak skok do wody.
Tylko, że potem już nie wypłynę...''
I tak muszę to zrobić.
Podeszłam do przepaści.
,,Już nikogo nie zranię''.
Skoczyłam bez żalu.
Zasługuję na to. Jednak...
Nie spadłam.
Usłyszałam ,,ty tu zostajesz''.
Miał rację,
Lecz to on o tym zdecydował.
Jednak wciąż mnie kocha...

Kiedy jestem sobą? "Sobą być, odwagę mieć"- inaczej niż zwykle.

Kiedy jestem sobą?
"Sobą być, odwagę mieć"


         Aby w pełni zrozumieć temat należałoby w pierszej kolejności zadać sobie pytanie- co tak naprawdę znaczy być sobą?
Czynników napędzających nas do rozważań na temat samego siebie jest multum. Począwszy od książek, filmów, muzyki, inspirujących wymian zdań etc.
           By przygotować się do napisania tej pracy, rozmawiałam z przyjacielem. Zapytał-  kiedy możemy uznać, że jesteśmy sobą? Kiedy nadejdzie ten moment? To moment, czy jakiś ciąg?
Zrozumiałam, że bycie sobą to odkrywanie wewnętrznej możliwości bycia lepszym. Nie jesteśmy w stanie ocenić czy to już jesteśmy "lepszym Ja", czy też nie.  Tego nie da określić skalą, z resztą to też zupełnie zbędne. Czy ktokolwiek z nas wie jaki posiadamy potencjał? Czy ktokolwiek jest w stanie wykorzystać go w pełni? Zatem by być sobą wystarczy egzystować takimi jakimi samych siebie rozumiemy, jakim znamy i jakim czujemy. Nie jestem w stanie określić jak wygląda to moje lepsze wewnętrzne Ja, ale doskonale mogę opisać to jaka jestem na codzień. Doskonalę wiem co czuję, co myślę, jakie jest moje zdanie odnośnie wielu ludzi, spraw. Jest we mnie pragnienie bycia sobą.  Chodzi też również o to, aby nie udawać kogoś kim nie jesteśmy, nie podszywać się pod kogoś innego, nie naśladować cudzych zachowań  nie zmieniać swojej indywidualności, nie dorabiać  życiorysu, tylko dlatego, że im przyniosły  sukces Dbać o to by mieć odwagę pokazywania prawdy o sobie, jakie posiada się osądy, szczególnie wtedy, gdy reszta jest zupełnie odmiennego zdania, po to, by bronić wewnętrznych wartości a przez życie podążać zgodnie z przyjętymi przez siebie doktrynami. Kwestią ważną, w przedstawianiu naszych poglądów jest zachowanie akceptacji wobec innych. Egocentryzm jest zwodny. Aby uściślić, warto zwrócić uwagę na fakt, iż zachowania na które dajemy sobie zgodę, to często nasze nawyki a nie tłumaczone przez nas "bycie sobą". Nie należy zakładać, iż tacy już jesteśmy i nie możemyj zmianie. Kwestią kluczową jest inne postępowanie. Różnica pomiędzy "byciem sobą" a "robieniem tego na co ma się ochotę" jest niebezpiecznie cienka. Obserwując różne pokolenia "bycie sobą" zdaje się do pewnego momentu odwagę do zachować potępianych przez ogół. Następnie następuje czas kontemplacji kim się tak właściwie jest, a potem to leżymy pięć metrów pod ziemią i w końcyumożemy być sobą. Wracając do myśli przewodniej- musimy  skonstatować, by nasze zachowanie szło ku lepszemu, byśmy dążyli do wcześniej wspomnianego "lepszego Ja". Zachowując się w sposób taki, jakim łakniemy być wciąż jesteśmy sobą. To właśnie jest istotą rozwoju. Dochodzimy więc do wniosku, że stajemy się sobą stając się lepszym Ja.
To zachowanie balansu w różnorodności, bo przecież analizując to wszystko dotyczy banalnych ludzkich przyziemnych obyczajów.
"Sobą być, odwagę mieć"
           Wielu z nas robi coś, wiedząc, że coś jest niewłaściwe, ale nie potrafi przestać? Nawet wtedy, gdy nie wymaga to od nas wielkich trudności, a po prostu aktu woli? Robimy coś, bo nie widzimy sensu w poprawie owego zachowania. Nasuwa mi się doktryna: "Zło rodzi się wtedy, gdy dobro śpi".
Zadaję więc pytanie- dlaczego ludziom brakuje odwagi?
Odwagi na to by być sobą, robić to czego w głębi duszy pragną, a czego boją się uczynić. Dlaczego kłamiemy, oszukujemy, wpadamy w scysje tylko dlatego,że boimy sie pokazać swoje prawdziwe Ja. Do jakich rozmarów dochodzi lęk przed niezrozumieniem i byciem nieakceptowanym? To to prowadzi nas do "gry masek". Życie staje się teatrem, a my aktorami, bardziej lub mniej dobrze czującymi się w swojej roli.
           Gdy byliśmy młodzi było inaczej. Większość z nas potrafiła być szczera. Odbierano to w rozmaity sposób. Jedni to cenili, inni potępiali. Niektórych to raniło. Ale właśnie wtedy byliśmy sobą. Robiliśmy wszystko według swoich przekonań. Robiliśmy to co uważaliśmy za słuszne, choć pewnie wielu z nas patrząc z perspektywy czasu powie, że tak nie było. Wraz z biegiem czasu staliśmy się nad wyraz taktowni. Nie mówimy tak często tego, co tak naprawdę myślimy. Staramy się (przynajmniej większa część społeczeństwa) nie ranić słowami. Oszukujemy samych siebie i innych tak naprawę. I to jest właśnie cena za urażenie czyjegoś ego. Warto? Czy warto zamykać swoje wnętrze w klatce i stawać się kimś zupełnie przeciętnym? Dlatego też, jak mówił R.W. Emerson- "Bycie sobą w świecie, który nieustannie próbuje zrobić z Ciebie kogoś innego, jest największym osiągnięciem".
            Zatracamy siebie. Zatracamy swoją duszę. A co następuje potem? Zabija nas wewnętrzna tęsknota za światem wolnym od jakichkolwiek granic myślowych, ideowych i nie tylko.
           To śmieszne czy druzgocące, gdy odbija się to na naszym dorosłym życiu?
Zatracanie siebie zaczyna się już w pierwszych latach życia. W oazie spokoju jaką jest dom. Tu bierze swój początek niepewność w manifestowaniu własnej tożsamości, czego powodem jest niezgoda pomiędzy wewnętrznym systemem wartości i emocjami a określonymi wymaganiami akceptacji i aprobaty ze strony rodziny (a co następuje szkoły, pracy, partnera).
Co więcej, działania te są tak głębokie, że mamy na to na uchwytny przykład. Jestem pewna, że wielu z nas zauważyło, jak niektóre osoby starsze, nawet jeśli ich rodzice nie żyją- nadal mają poczucie, że są oceniane. Jest w nich lęk przed tym, co powiedzieliby, gdyby żyli.
Dlaczego jest nam potrzebna odwaga w byciu sobą?
Jeśli nie wiemy kim jesteśmy, nie dajemy sobie przyzwolenia na zgodę odczuć, przekonań i nie uzewnętrzniamy bólu- to zdjęcie wcześniej wspomnianych "masek" może skutkować oburzeniem i szokiem najbliższego otoczenia. Warto zatem stopniowo wprowadzać zmiany swoich postaw.
           Walczmy o swoje. Życie nie może być tylko wegetacją. Spróbujmy się realizować i stawiajmy czoła wyzwaniom. Niebezpiecznie jest uważać, że nie jest się dość dobrym, wybrakowanym, mało wartościowym. Pozwalamy wtedy innym kierować naszym życiem. Nas nie ma.
                                                                                                                                                  


sobota, 16 listopada 2013

Kłamcy, kłamstwa, obłuda, egoizm i inne priorytety.

E- masz mnie całą.
X- choć to nie kwestia posiadania.
E- taaak, Pezet moim Bogiem.
X- ja nałogiem.
E- a ja? kim dla Ciebie jestem?
X- używką, której nie potrafię i nie chcę odstawić.
E- poprawiłeś mi humor Słoneczko.
X- po to też jestem Eff.
E- dziękuję.
X- nie pierwszy i nie ostatni raz.



im więcej czytam, tym mniej widzę sensu w tym co mnie otacza.
                                                                                                        

"Ulisses"  James Joyce 
Dzieło 800-1000 stronnicowe. Długo się do niego zabierałam. To było ciężkie- pięćdziesiąt stron i odkładałam ją na półkę. Nie potrafiłam jej czytać, była zbyt ciężka.
Co mogę o niej powiedzieć? Treść w swojej formie jest dynamiczna. Z dramatu na wiersz, z wierszu na prozę, by później zaskoczyć nas wywiadem. Tak, zdecydowanie- Joyce chce pokazać jakim znawcą literatury jest. Trudno powiedzieć, o czym konkretnie jest Ulisses. O wszystkim i o niczym. A będąc konkretniejszą to o jednym dniu Stefana Dedalus i Leopolda Blooma. Spacerują po Dublinie, załatwiają różne sprawy, rozmawiają, spotykają się z ludźmi i rozmawiają. I myślą. Ulisses to właśnie zbiór wszystkich rozmów i przemyśleń, który stanowi kwintesencję literatury i modernizmu (WOK się na coś przydaje!) Słyszałam, że książkę tłumaczono bagatela 13 lat. Dlaczego? Autor bawiąc się językiem tworzył nazwy własne takie jak- Nationalgymnasiummuseumsanatoriumundsuspensoriumsordinaryprivatdocentgenerallhistorischspecialprofessordoctora Kriegfrieda Ueberallgemeina.I w ten właśnie sposób, James uwydatniał niektóre cechy danego państwa.
To lektura definitywnie trudna w odbiorze i ciężka. Bogata w wiele motywów symbolicznych, zmienną narrację i budzący mój podziw- STRUMIEŃ ŚWIADOMOŚCI. Czym jest? Najprościej rzecz ujmując przechodzenie myśli w słowa bez ostrzeżenia. 
To opowieść o jednym dniu, a ma de facto 800-1000- prypominam. Jesteśmy niczym duch towarzyszący tym bohaterom spacerującym po Dublinie, poznając ludzi,ich plany i marzenia. Niby nic, a jednak to dość interesujący zabieg, który nie jest bezcelowy. Lekturę tę można odczytywać wielopłaszczyznowo. Poczynając od psychoanalitycznej po filozoficzną. Zależy to od tego jak głęboko wejdziemy w tekst. To niebanalna pozycja. Polecałabym ją znawcom literatury i jej badaczom, bo ja jako kompletny amator znalazłam w niej kopalnię środków stylistycznych różnego rodzaju. Ponadto humanistom (ale tym prawdziwym, a nie tym, którzy się tak mianują po tym jak z polskiego dostaną wyższą ocenę niż z fizyki...)
Jeżeli 'Odyseja' Homera jest kolebką, filarem i podstawą kultury europejskiej, to 'Ulisses' jest jej zwieńczeniem, sklepieniem i firmamentem. Ludzkość pisała przez 2000 lat, właśnie po to, żeby to dzieło mogło powstać. Tak zagmatwana, że mało kto z niej wychodzi bez uszczerbku. Tak oniryczna, że po zakończeniu świat wydaje się być tylko bladym cieniem samego siebie. Tak dekonstruktywna, że po wyjściu z niej nie wiemy, kim jesteśmy. 




wtorek, 12 listopada 2013

Postaw mnie na piedestale ciepienia

Postaw mnie na piedestale mojego cierpienia.
Namaluj mnie i staraj się zapomnieć o twoich smutkach.
Jesteś artystą, który zmienił się w kata.
Pędzle nie są już na równi z subtelnością,
stały się narzędziem kaźni.
Lubisz zadawać cierpienie, lubisz mieć władzę, lubisz związywać ręce sznurem, prawda? 
Znęcasz się nade mną jak nad brudnym szczurem.
Postaw mnie na piedestale mojego cierpienia. 
   

człowiek latami błądząc we mgle kłamstw, odnajduje w niej swoje miejsce, bo tak wygodniej.
mgła czasem jednak opada, a wtedy ludzki konformizm będzie musiał zetknąć się z tym, czego nie chciało mu się szukać. 
z prawdą.



zaczynam od początku. pozostawiam przy sobie 4 bliskie mi osoby. "SELEKCJONUJĘ"