niedziela, 24 listopada 2013

Świat skreśli tę miłość nim jej dotkniemy.





Chodź, pokażę ci,
jak bardzo chcę byś był

Weź sobie mnie, bo tylko Ty

i więcej nic.


Kochanie udawaj, że

miłość to nie grzech

Boje się jej, niech prawda śpi,

nic nie mów mi
Ciii...


Czasem marzę, że 

to nie dzieje się

Książę z bajki jest moim złym snem,

on męczy mnie.

I widzisz sam, gdy Ciebie mam,

to siebie tak mi jakoś brak

Przeklinam nas i kocham nas, 

nie umiem odejść, nie wiem jak

Więc zabij go i zabij mnie,

to będzie łatwe, nie bój się

Przeklinam cię i kocham cię,

z miłości leczy... tylko śmierć
                                                                                                                                                 

Jaka to rozkosz, jaka słodycz życia - siedzieć w chłodnym domu, pić herbatę, pogryzać ciasto i czytać. Przeżuwać długie zdania, smakować ich sens, odkrywać nagle w mgnieniu sens głębszy, zdumiewać się nim i pozwalać sobie zastygać z oczami klejonymi w prostokąt szyby. Herbata stygnie w delikatnej filiżance; nad jej powierzchnią unosi się koronkowy dymek, który znika w powietrzu, zostawiając ledwie uchwytny zapach. Sznureczki liter na białej stronie książki dają schronienie oczom, rozumowi, całemu człowiekowi. Świat jest przez to odkryty i bezpieczny. Okruszki ciasta wysypują się na serwetę, zęby dzwonią leciutko o porcelanę. W ustach zbiera się ślina, bo mądrość jest apetyczna jak drożdżowe ciasto, ożywiająca jak herbata.
                                                                                             

co jeżeli to wszystko jest prawdą.
co jeżeli rozrywa mnie wewnetrznie coś o czym nie mam pojęcia, lub mam.

co jeżeli wciąż chowam wszystko do czarnego pudła, zamieniam w niewidoczne i odkładam na drugi koniec pokoju, a zderzam się z tym jedynie wtedy, gdy sama się o to potknę i ląduje twarzą w gruncie.

chyba zwątpiłam w siebie.

innych.
świat.
uczucia.
procesy.
indywidualność.
prawde.
co jeżeli zabiliście we mnie wszystko.
nic się nie zmienia, tylko tyle..
że to chyba ja tym razem potrzebuje pomocy.
stałam się złym człowiekiem. 
                                        
ludzie są tak mocno zniszczeni.
zniewoleni przez swoje urojone problemy, przez co używają swoich słów w czyjeś usta, by zmniejszyć swój ciężar.
to jest kurwa idiotyczne.
tutaj już nie ma miejsca na miłość. 
miłości n i e m a.
chciałabym choć raz zamknąć oczy na tyle starannie, że gdy je otworzę nie zobaczę więcej już tych twarzy.
twarzy popaprańców psujących mój światopogląd.
chciałabym być zimna i obojętna, bez sumienia, bez empatii. 
jak ten, tamta, czy jeszcze inny.
chciałabym zatrzymać się i wyrzucić swoje serce gdzieś na peryferiach tego obrzydliwego miasta. Szczecin jest okropny.
chciałabym nie czuć, ponieważ boję się czuć.
i tak mocno nie chcę przechodzić znów przez etap straty, że wolę już nie kochać niczego.
a przecież to miłość mnie zabiła i wobec tego tylko ona może mnie uratować.
p r z e g r a ł a m.
skreśliłam ludzi, bo dziś nie ma miejsca na miłość.
nikt nie potrafi stworzyć czegoś, co może być wieczne.
wieczność to oddanie serca, oddanie duszy, oddanie słów pięknych równie co uczucie.
wieczność to mój własny latawiec.
dlatego, by osiągnąć coś co jest wieczne- musimy umierać.
tutaj nikt nie odnajdzie wieczności w oparciu o takie zakłamanie wszem i wobec.
kurwa, tak bardzo chcę nie czuć NIC.
nie czuć nic.
jak wy.
chłodny lód, łzy duszy, krwawe nadgarstki, uśmiech, pogarda przez pustynne ogniste braki w klatce piersiowej.
tak bardzo chcę.
n i e c z u ć n i c.
położyć się na podłodzę zupełnie bez celu i domknąć powieki.
a kiedy się obudzę zniknie wszystko.
wszystko nad czym pracowałam.
i wszystko.. czego nigdy mieć nie mogłam.
nic więcej, nic mnie.

piątek, 22 listopada 2013

Paradoksalność w ludzkiej skórze.






Nie potrafię być sobą za często.
Stresuję się, gadam głupoty, gadam bezsensu - za każdym razem, wszędzie.
Jaka jestem?
Jaka potrafię być?
Jaka będę?
Zmienie się? Nie, zmieniłam się.
Chcę być taka jak kiedyś. Jaka byłam? Jaka jestem? Jaka będę...

Hipertrofia myśli, co? Kompleksy. Wszechobecny nacisk ze strony ludzi, który sprawia, że mimo wszystko większość z nas się ugina i staje się "normalna". Wmawia nam się od małego "masz być normalny, nie wyróżniaj się, bądź jak każdy" zamiast "jesteś wyjątkowy/a, pielęgnuj to w sobie". W końcu nadchodzi jednak moment, kiedy nie potrafimy już wytrzymać ciągłego udawania kogoś, kim nie jesteśmy. Zaczynamy nienawidzić samych siebie - bo pokazujemy się społeczeństwu pod maską - aż w końcu tą maską się stajemy. Stajemy się własną karykaturą - wszyscy wokół nas nie znają. Znają tą osobę, którą przed nimi gramy. Stajemy się dwulicowi, fałszywi. A to największe świństwo, którego możemy się nauczyć. Dlaczego? Dlatego, że na początku nad tym panujemy. Do czasu potrafimy czerpać korzyści z bycia przebiegłym. Później jednak zagłębia się to w nas tak, że tracimy nad tym kontrolę. Stajemy się własnymi niewolnikami. Wiem, bo sama już przez to przeszłam. I nie chcę wchodzić w to po raz drugi.

Powoli wracam do życia. Korzystam z chwil, bo przecież one liczą się najbardziej. Wspomnienia nie mają ceny, jak dziś usłyszałam. Cieszę się, że mogę być tu, gdzie jestem, choć rzadko to doceniam.
Coś we mnie burzy się, pomimo zewnętrznego ładu. Czy to mnie teraz przypadło stawianie czoła trudom? 
Tak, nie ma ograniczeń dla człowieka. 
Wspomnienia koją ból tęsknoty.Uspokój umysł.Może schowam się dziś w otchłani umysłu i stworzę sobie idealną wizję. Zatracę się w iluzji.
Wszystko jest jakieś cięższe do zniesienia , niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Dni płyną nieubłaganie szybkim tempem, godziny uciekają zbyt prędko, a sekundy stają się niezauważalne. Emocje, których nie jestem w stanie lub po prostu nie umiem  zdefiniować, definicje, które są nic nie znaczące i słowa, których znaczenie pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Sprawy pozornie błahe, stają się skomplikowane, gdy napotykają codzienność. Wszystko jest tak naprawdę w zasięgu mojej ręki, bardzo możliwe do osiągnięcia. Niestety, bariera strachu jaka mnie dzieli od celu jest porażająca. Bariera, która - im mocniej się staram odnaleźć w życiu jakikolwiek sens, czy też konkretny cel - umacnia się. 
Jest coraz to bardziej i bardziej uciążliwa, coraz mocniejsza i  jeszcze bardziej skutecznie powstrzymuje mnie przed  dostępem do świata normalnego.
Poniekąd otworzyłam swoją klatkę na kolory świata zewnętrznego, lecz ich intensywność transceduje moją gotowość na zmiany.
Widzę jak świat pędzi coraz szybciej, ludzie zmieniają się coraz bardzej, a ja sama, wciąż przepełniona jest starymi wspomnieniami. Przyjaciele, który kiedyś wydawali się być niezastąpieni, teraz stoją po drugiej stronie barykady.
Są jeszcze bardziej obcy niż śmierć.
Jestem przerażona konsumpcyjnym potworem, który pożera cały  świat mnie otaczający.  Lękam się tego, że i ja już zostałam pożarta. Nie potrafię (a może po prostu nie chcę?) zdewastować bariery między mną, a resztą. 
Pomiędzy klatką, a światem zewnętrznym. Między nędzną wegetacją, a życiem, które cały czas się toczy i jest w zasięgu mojego wzroku. Wszystko wydaje się takie potworne, nieosiągalne, odległe i przede wszystkim nie stworzone dla mnie. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że podjęłam złe decyzje, obrałam złą drogę. Drogę, w której nie ma mnie samej,  tylko wymagania na mnie nakładane. 
Człowiek musi podążać i zawsze pozostawać w zgodzie z sobą, a nie z oczekiwaniami tudzież rozbieżnymi poglądami innych. Tak Juluś, właśnie to zrozumiałam.
Możemy nazywać się kapitanami własnych statków. Od czasu do czasu mylimy drogę, gubimy ster, alenieustannie jest możliwość sposobność by dopłynąć do odpowiedniego portu. Zdaje się, że dopływam. Późno, stopniowo, flegmatycznie, ale teraz wiem, iż życie samo w sobie nie jest złe. Każdy z nas tworzy układ, porządek, w którym nie łatwo istnieć, poddając się falom retrospekcji, poddając się chwilom,  których czas już dawno minął, a wciąż szerzą  toksyczny jad na drodze naszego bytu. I posiadają na to nasze całkowite przyzwolenie. Mimo wszystko jest jednak szansa. Ewentualność, która zależy tylko od nas.
   Nie wiem już, czy jest ciężko, czy ja narzucam ten system, bo jestem przyzwyczajona..
 Może już nie potrafię doceniać tego, co mam.
Tęsknię za tym wszystkim, jak było kiedyś. Nie ważne..  Byliśmy ludźmi. 
    Może zbyt wiele oczekuję. Może zbyt wiele sobie wyobrażam. Może zbyt wiele rozmyślam. Tak.
Źle się czuję. 
I nie wiem, jak jest.
Gubię się trochę w tym istnieniu. Nie bardzo wiem, co robić. Z kim rozmawiać. O czym myśleć. Tak dużo złych myśli.
Gorsze dni. Na pewno.. to gorsze dni.
     Tak strasznie gardzę ludźmi..
Nienawidzę Was, tak strasznie... Nic nie rozumiecie, nic nie wiecie..
Miejsce wysypane tępymi mózgami, które nie posiadają opcji wyżej, niż marne funkcjonowanie. Zaśmiecacie ten świat i umysły kogoś ponad Wami. Zagradzacie droge i przeszkadzacie w realizacji spraw. 
     To już nie jest wojna z nimi. To głównie wojna z samym sobą.
 Musisz chcieć istnieć dla siebie i mimo otaczajacego zła być dobrym. Związki paradoksów, tajemnice, szerokie i niewytłumaczone pojęcia potrafią wymęczyć nawet najbardziej wytrwałego.
Chcę być nieświadomą. Chcę w beztrosce pójść na spacer. Zaciągnąć się powietrzem i patrzeć w niebo bez obaw.
Śmiać się i nie ukrywać niczego pod tym. Zasypiać i nie bać się budzić.Cóż... Nie mam niestety wpływu na los. 
     Boję się. Nie boję się. Chcę tego. Nie chcę tego. Nie zrozumiem siebie dzisiaj. Nie potrafię do siebie dotrzeć. Nie wiem.
Dobrze, że wciąż stoją ze mną osoby, na których zależy mi najbardziej na świecie. Bez nich nie dałabym sobie rady.

Braki wszystkiego są najgorsze.
Brak uczuć.

Brak osób.
Brak cząstek siebie.

Pożądam czegoś, czego nie posiadam.
                                                                           Wyczekuję czegoś, czego długo mieć nie będę.
                                                                           Rozmyślam nad czymś, czego nie potrafię osiągnąć.
                                                                           Tęsknię za kimś, kto jest nieobecny.
                                                                           Jak się czuję? Nie wiem, ale wiem coś innego.
                                                                           Wiem jaka się czuję. Jaka?

niedziela, 17 listopada 2013

Co dalej?

Obejrzałam się za siebie,
Ten raz ostatni, póki jeszcze mogę.
Wciąż tam stał.
Patrzył z wyraźnym bólem,
Ale jakby rozumiał, że muszę.
Tym razem zrobi to, o co go proszę.
Będzie dzisiaj grzeczny...
Gdy zabroniłam mu kochać,
Słuchał tego z żalem.
Gdy prosiłam o wymazanie mnie z pamięci,
Udał, że to zrobił.
Ale mimo tego, co mówiłam..
On zawsze mnie bronił i chronił od zła.
A ja byłam taka zimna i oschła.
Nie doceniałam go do końca.
Wybacz,
Ale dzisiaj polegnę.
Już mnie nie uratujesz.
Prosiłam, by żył dalej.
Chciał się pożegnać.
Jego oczy
Stale pełne miłości i gorzkiego bólu
Zabraniają sumieniu decydować.
Zamknęłam powieki.
To pożegnanie... 
,,To będzie jak skok do wody.
Tylko, że potem już nie wypłynę...''
I tak muszę to zrobić.
Podeszłam do przepaści.
,,Już nikogo nie zranię''.
Skoczyłam bez żalu.
Zasługuję na to. Jednak...
Nie spadłam.
Usłyszałam ,,ty tu zostajesz''.
Miał rację,
Lecz to on o tym zdecydował.
Jednak wciąż mnie kocha...

Kiedy jestem sobą? "Sobą być, odwagę mieć"- inaczej niż zwykle.

Kiedy jestem sobą?
"Sobą być, odwagę mieć"


         Aby w pełni zrozumieć temat należałoby w pierszej kolejności zadać sobie pytanie- co tak naprawdę znaczy być sobą?
Czynników napędzających nas do rozważań na temat samego siebie jest multum. Począwszy od książek, filmów, muzyki, inspirujących wymian zdań etc.
           By przygotować się do napisania tej pracy, rozmawiałam z przyjacielem. Zapytał-  kiedy możemy uznać, że jesteśmy sobą? Kiedy nadejdzie ten moment? To moment, czy jakiś ciąg?
Zrozumiałam, że bycie sobą to odkrywanie wewnętrznej możliwości bycia lepszym. Nie jesteśmy w stanie ocenić czy to już jesteśmy "lepszym Ja", czy też nie.  Tego nie da określić skalą, z resztą to też zupełnie zbędne. Czy ktokolwiek z nas wie jaki posiadamy potencjał? Czy ktokolwiek jest w stanie wykorzystać go w pełni? Zatem by być sobą wystarczy egzystować takimi jakimi samych siebie rozumiemy, jakim znamy i jakim czujemy. Nie jestem w stanie określić jak wygląda to moje lepsze wewnętrzne Ja, ale doskonale mogę opisać to jaka jestem na codzień. Doskonalę wiem co czuję, co myślę, jakie jest moje zdanie odnośnie wielu ludzi, spraw. Jest we mnie pragnienie bycia sobą.  Chodzi też również o to, aby nie udawać kogoś kim nie jesteśmy, nie podszywać się pod kogoś innego, nie naśladować cudzych zachowań  nie zmieniać swojej indywidualności, nie dorabiać  życiorysu, tylko dlatego, że im przyniosły  sukces Dbać o to by mieć odwagę pokazywania prawdy o sobie, jakie posiada się osądy, szczególnie wtedy, gdy reszta jest zupełnie odmiennego zdania, po to, by bronić wewnętrznych wartości a przez życie podążać zgodnie z przyjętymi przez siebie doktrynami. Kwestią ważną, w przedstawianiu naszych poglądów jest zachowanie akceptacji wobec innych. Egocentryzm jest zwodny. Aby uściślić, warto zwrócić uwagę na fakt, iż zachowania na które dajemy sobie zgodę, to często nasze nawyki a nie tłumaczone przez nas "bycie sobą". Nie należy zakładać, iż tacy już jesteśmy i nie możemyj zmianie. Kwestią kluczową jest inne postępowanie. Różnica pomiędzy "byciem sobą" a "robieniem tego na co ma się ochotę" jest niebezpiecznie cienka. Obserwując różne pokolenia "bycie sobą" zdaje się do pewnego momentu odwagę do zachować potępianych przez ogół. Następnie następuje czas kontemplacji kim się tak właściwie jest, a potem to leżymy pięć metrów pod ziemią i w końcyumożemy być sobą. Wracając do myśli przewodniej- musimy  skonstatować, by nasze zachowanie szło ku lepszemu, byśmy dążyli do wcześniej wspomnianego "lepszego Ja". Zachowując się w sposób taki, jakim łakniemy być wciąż jesteśmy sobą. To właśnie jest istotą rozwoju. Dochodzimy więc do wniosku, że stajemy się sobą stając się lepszym Ja.
To zachowanie balansu w różnorodności, bo przecież analizując to wszystko dotyczy banalnych ludzkich przyziemnych obyczajów.
"Sobą być, odwagę mieć"
           Wielu z nas robi coś, wiedząc, że coś jest niewłaściwe, ale nie potrafi przestać? Nawet wtedy, gdy nie wymaga to od nas wielkich trudności, a po prostu aktu woli? Robimy coś, bo nie widzimy sensu w poprawie owego zachowania. Nasuwa mi się doktryna: "Zło rodzi się wtedy, gdy dobro śpi".
Zadaję więc pytanie- dlaczego ludziom brakuje odwagi?
Odwagi na to by być sobą, robić to czego w głębi duszy pragną, a czego boją się uczynić. Dlaczego kłamiemy, oszukujemy, wpadamy w scysje tylko dlatego,że boimy sie pokazać swoje prawdziwe Ja. Do jakich rozmarów dochodzi lęk przed niezrozumieniem i byciem nieakceptowanym? To to prowadzi nas do "gry masek". Życie staje się teatrem, a my aktorami, bardziej lub mniej dobrze czującymi się w swojej roli.
           Gdy byliśmy młodzi było inaczej. Większość z nas potrafiła być szczera. Odbierano to w rozmaity sposób. Jedni to cenili, inni potępiali. Niektórych to raniło. Ale właśnie wtedy byliśmy sobą. Robiliśmy wszystko według swoich przekonań. Robiliśmy to co uważaliśmy za słuszne, choć pewnie wielu z nas patrząc z perspektywy czasu powie, że tak nie było. Wraz z biegiem czasu staliśmy się nad wyraz taktowni. Nie mówimy tak często tego, co tak naprawdę myślimy. Staramy się (przynajmniej większa część społeczeństwa) nie ranić słowami. Oszukujemy samych siebie i innych tak naprawę. I to jest właśnie cena za urażenie czyjegoś ego. Warto? Czy warto zamykać swoje wnętrze w klatce i stawać się kimś zupełnie przeciętnym? Dlatego też, jak mówił R.W. Emerson- "Bycie sobą w świecie, który nieustannie próbuje zrobić z Ciebie kogoś innego, jest największym osiągnięciem".
            Zatracamy siebie. Zatracamy swoją duszę. A co następuje potem? Zabija nas wewnętrzna tęsknota za światem wolnym od jakichkolwiek granic myślowych, ideowych i nie tylko.
           To śmieszne czy druzgocące, gdy odbija się to na naszym dorosłym życiu?
Zatracanie siebie zaczyna się już w pierwszych latach życia. W oazie spokoju jaką jest dom. Tu bierze swój początek niepewność w manifestowaniu własnej tożsamości, czego powodem jest niezgoda pomiędzy wewnętrznym systemem wartości i emocjami a określonymi wymaganiami akceptacji i aprobaty ze strony rodziny (a co następuje szkoły, pracy, partnera).
Co więcej, działania te są tak głębokie, że mamy na to na uchwytny przykład. Jestem pewna, że wielu z nas zauważyło, jak niektóre osoby starsze, nawet jeśli ich rodzice nie żyją- nadal mają poczucie, że są oceniane. Jest w nich lęk przed tym, co powiedzieliby, gdyby żyli.
Dlaczego jest nam potrzebna odwaga w byciu sobą?
Jeśli nie wiemy kim jesteśmy, nie dajemy sobie przyzwolenia na zgodę odczuć, przekonań i nie uzewnętrzniamy bólu- to zdjęcie wcześniej wspomnianych "masek" może skutkować oburzeniem i szokiem najbliższego otoczenia. Warto zatem stopniowo wprowadzać zmiany swoich postaw.
           Walczmy o swoje. Życie nie może być tylko wegetacją. Spróbujmy się realizować i stawiajmy czoła wyzwaniom. Niebezpiecznie jest uważać, że nie jest się dość dobrym, wybrakowanym, mało wartościowym. Pozwalamy wtedy innym kierować naszym życiem. Nas nie ma.
                                                                                                                                                  


sobota, 16 listopada 2013

Kłamcy, kłamstwa, obłuda, egoizm i inne priorytety.

E- masz mnie całą.
X- choć to nie kwestia posiadania.
E- taaak, Pezet moim Bogiem.
X- ja nałogiem.
E- a ja? kim dla Ciebie jestem?
X- używką, której nie potrafię i nie chcę odstawić.
E- poprawiłeś mi humor Słoneczko.
X- po to też jestem Eff.
E- dziękuję.
X- nie pierwszy i nie ostatni raz.



im więcej czytam, tym mniej widzę sensu w tym co mnie otacza.
                                                                                                        

"Ulisses"  James Joyce 
Dzieło 800-1000 stronnicowe. Długo się do niego zabierałam. To było ciężkie- pięćdziesiąt stron i odkładałam ją na półkę. Nie potrafiłam jej czytać, była zbyt ciężka.
Co mogę o niej powiedzieć? Treść w swojej formie jest dynamiczna. Z dramatu na wiersz, z wierszu na prozę, by później zaskoczyć nas wywiadem. Tak, zdecydowanie- Joyce chce pokazać jakim znawcą literatury jest. Trudno powiedzieć, o czym konkretnie jest Ulisses. O wszystkim i o niczym. A będąc konkretniejszą to o jednym dniu Stefana Dedalus i Leopolda Blooma. Spacerują po Dublinie, załatwiają różne sprawy, rozmawiają, spotykają się z ludźmi i rozmawiają. I myślą. Ulisses to właśnie zbiór wszystkich rozmów i przemyśleń, który stanowi kwintesencję literatury i modernizmu (WOK się na coś przydaje!) Słyszałam, że książkę tłumaczono bagatela 13 lat. Dlaczego? Autor bawiąc się językiem tworzył nazwy własne takie jak- Nationalgymnasiummuseumsanatoriumundsuspensoriumsordinaryprivatdocentgenerallhistorischspecialprofessordoctora Kriegfrieda Ueberallgemeina.I w ten właśnie sposób, James uwydatniał niektóre cechy danego państwa.
To lektura definitywnie trudna w odbiorze i ciężka. Bogata w wiele motywów symbolicznych, zmienną narrację i budzący mój podziw- STRUMIEŃ ŚWIADOMOŚCI. Czym jest? Najprościej rzecz ujmując przechodzenie myśli w słowa bez ostrzeżenia. 
To opowieść o jednym dniu, a ma de facto 800-1000- prypominam. Jesteśmy niczym duch towarzyszący tym bohaterom spacerującym po Dublinie, poznając ludzi,ich plany i marzenia. Niby nic, a jednak to dość interesujący zabieg, który nie jest bezcelowy. Lekturę tę można odczytywać wielopłaszczyznowo. Poczynając od psychoanalitycznej po filozoficzną. Zależy to od tego jak głęboko wejdziemy w tekst. To niebanalna pozycja. Polecałabym ją znawcom literatury i jej badaczom, bo ja jako kompletny amator znalazłam w niej kopalnię środków stylistycznych różnego rodzaju. Ponadto humanistom (ale tym prawdziwym, a nie tym, którzy się tak mianują po tym jak z polskiego dostaną wyższą ocenę niż z fizyki...)
Jeżeli 'Odyseja' Homera jest kolebką, filarem i podstawą kultury europejskiej, to 'Ulisses' jest jej zwieńczeniem, sklepieniem i firmamentem. Ludzkość pisała przez 2000 lat, właśnie po to, żeby to dzieło mogło powstać. Tak zagmatwana, że mało kto z niej wychodzi bez uszczerbku. Tak oniryczna, że po zakończeniu świat wydaje się być tylko bladym cieniem samego siebie. Tak dekonstruktywna, że po wyjściu z niej nie wiemy, kim jesteśmy. 




wtorek, 12 listopada 2013

Postaw mnie na piedestale ciepienia

Postaw mnie na piedestale mojego cierpienia.
Namaluj mnie i staraj się zapomnieć o twoich smutkach.
Jesteś artystą, który zmienił się w kata.
Pędzle nie są już na równi z subtelnością,
stały się narzędziem kaźni.
Lubisz zadawać cierpienie, lubisz mieć władzę, lubisz związywać ręce sznurem, prawda? 
Znęcasz się nade mną jak nad brudnym szczurem.
Postaw mnie na piedestale mojego cierpienia. 
   

człowiek latami błądząc we mgle kłamstw, odnajduje w niej swoje miejsce, bo tak wygodniej.
mgła czasem jednak opada, a wtedy ludzki konformizm będzie musiał zetknąć się z tym, czego nie chciało mu się szukać. 
z prawdą.



zaczynam od początku. pozostawiam przy sobie 4 bliskie mi osoby. "SELEKCJONUJĘ"

poniedziałek, 11 listopada 2013

lepiej kogoś stracić, czy nie mieć kogo tracic?


Leżenie i wpatrywanie się w sufit bez większego celu.
Przez moją głowę przechodzi mnóstwo myśli, które mimo tego,
że uparcie do tego dążą nie wywierają na mnie żadnego wpływu.
Przemykają i znikają ustępując miejsca następnym.
Chciałabym, chcę, żeby było inaczej.
Tak jak być powinno, już dawno. Mam dość bezcelowych obietnic.
Za dużo myślę, za mało mówię, za dużo czuję, za mało okazuję.





Moje sny są puste. Nic mi się nie śni.

Zupełnie jakbym zasypiała w skutek narkozy a nie zwykłego zmęczenia.

Moje sumienie też jest puste. Wcale go nie posiadam. Depczę wszystko i wszystkich po drodze. 
Palę mosty. Na co mi ludzie? Cóż oni mi dają czego nie posiadam? Nic.
 Po cóż wiec mam się zabawiać w teatr i odgrywać rolę statecznego i grzecznego człowieka, 
gdy w rzeczywistości jestem suką?
Co ja o Was wiem? Gówno. Wy zaś o mnie wiecie sporo. Szepczę Wam na uszka swoje sekrety niewiele dostając w zamian.


Czas nie ma z ranami nic wspólnego. Nie leczy ich, nie zabliźnia, nie koi. 
Czas a rany to jak iluzja a kamienie na dnie rzeki. Ciężkie i niepotrzebne. 
Wśród nich gnije moje ciało. 
Czas to pojęcie, a nasz świat jest modalny. Wykreślmy je zatem. Żyjmy poza czasem.
Oddychajmy godzinami, cierpmy latami i umierajmy raz na sekundę.
Ostatnio stało się wiele rzeczy, które nastąpiły bez wyraźnej zapowiedzi. 
Żegnaj epizodzie maniakalny. Witaj, epizodzie depresyjny. 
Powinnam znów go przywołać, znów zacząć mu się zwierzać i mówić wszystko, tak jak kiedyś. 
Kiedyś bardzo mi pomógł. Był tylko mój i tylko dla mnie. Tylko ja go widziałam, przytulałam, mówiłam do niego. Ile można płakać? I do jakiego stanu się doprowadzić? 

Czuję bezsilność.
Czuję pustkę, którą może wypełnić tylko ta jedna osoba.
Tylko jej obecność może uczynić nas spełnionym ludźmi. Szczęśliwymi ludźmi.
I przychodzi ten moment kiedy już wiemy, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić, 
że polegliśmy w tej walce. Jesteśmy w złym miejscu, na straconej pozycji.
Nie mam tego, o co walczyłam Nie mam nic..

Pozostało mi tylko czekać z pustą nadzieją, która powoli gaśnie.
Męczy mnie dom, nie odnajduję tu oazy spokoju, wręcz przeciwnie, ginę w nadmiarze złych emocji.
Proszę niech coś się zmieni.
Wymarzona przyszłość nie istnieje.
Wszystko widziałam takie jakie chciałam widzieć. Niczego nie będzie.
To takie dziwne, że jedna osoba nie robiąc nic, a zarazem robiąc tak wiele potrafi zawładnąć całym twoim umysłem..
W tym momencie odpuszczam, nie mam siły walczyć ze wszystkimi. Niech się dzieje co chce.
Nie mam siły. To mnie zabija, a najbliższe mi osoby doprowadzają do szaleństwa. 

Przecież jestem silna, muszę być, nie mam wyboru.
PRZEJDĘ PRZEZ TO SAMA, bo nie mam wyboru.
Nie mogę spać, boli mnie brzuch, ciężko oddycham.
Dlaczego to tak boli?
Ewa, uśmiechnij się, nie dawaj innym satysfakcji.
NIE DAJĘ, PRZECIEŻ JESTEM SZCZĘŚLIWA, PRAWDA? 
JESTEM SZCZĘŚLIWA...?
nienawidzę być tu, tkwić w tym bagnie sama.
Ewa, uśmiechnij się, przed Tobą jeszcze parę miesięcy.

Nie mam ochoty się kłócić, odwagi by poruszyć pewne tematy, cierpliwości by wciąż słuchać kłamstw. W takich momentach pragnę zniknąć, a może po prostu przestać czuć. Nie potrafię już otwarcie mówić o tym co mnie męczy. Bynajmniej nie tak jak kiedyś. W jakimś stopniu to może i jest dobre, bo po co wylewać na zewnątrz swoje żale. Jednak każdy człowiek raz na jakiś czas potrzebuje oczyszczenia swojego wnętrza. Krzycząc mam ochotę wydusić wszystko całemu światu. 
Wszystko, czyli co? Świat i tak nie usłyszy. 
Jestem okropna. Dlaczego nie mogę być inna? Chcę być inna? 
Cóż, to raczej kwestia przyzwyczajenia. Podobno ludzie się nie zmieniają. Podobno nie zmieniają się ich stałe zachowania, nawyki. W jakimś stopniu pragnę się zmienić. ZMOBILIZOWAĆ. 
Porzucić przyzwyczajenia, złe przyzwyczajenia. Chcę wakację. Nie chcę wakacji. 
Chcę, żeby były wspaniałe. Nie będą wspaniałe. Boję się, chwilami tak strasznie się boję
. Za dużo myślę, zdecydowanie. 
Nie mogę zmienić świata, nie mogę zmienić swojego otoczenia, zmienię siebie. Tak.
 Dużo Ciebie w mojej głowie. 
Czas zmienić swoje przyzwyczajenia? Lubię noc, lubię siedzieć w nocy .Noc jest cicha, bardziej tajemnicza od dnia. Straszna? Raczej nie, chyba że ubzduramy sobie w podświadomości, że jest inaczej.
Życie jest nie fair. Wiem to, choć jednak wolałabym nie wiedzieć.




A Little Death. Milczenie zabija.



ta piosenka zabrzmiala dziś dokładnie 79 razy.
za każdym razem dreszcze.




Wszystko boli.
Począwszy od ciała,skończywszy na duszy.
Buduję twierdzę,mur,zbroję-diamentową.
Nie dostanie się tam nikt.
Nie chcę.
Dość już okłamywania i płaczu.

Moja twarz zaczęła ostatnio zdradzać zbyt wiele.
Moje słowa zaczęły ostatnio zdradzać zbyt wiele.
Moje czyny zaczęły ostatnio zdradzać  zbyt wiele.
Ja ZDRADZAM zbyt wiele.


Zaczynam składać ręce.
Chcę odwrócić się na pięcie.
Od Ciebie,
bo ciągniesz mnie w dół,
a ja przyśpieszam,
razem z Tobą.
Mam głupią nadzieję,
że kolejna cegłówka,
którą we mnie rzucasz...
nie będzie już boleć,
jak poprzednia.
 

Na myśl o środzie chce mi się rzygać.
Czuję się tak niemiłosiernie bezsilna.
Bardzo mi się to nie podoba.
Telefon się rozładował.
I dobrze.
Połączenia będą odrzucać się same.
Odsuwam się,
bo nie chcę,
by ktoś mnie widział w tak obrzydliwym stanie.
Dla swojego dobra.
 
Kocham.
Pragnę.
Potrzebuję,
niesamowicie mocno.
I tego nie rozumiem.

Zaczynają obrzydzać mnie wszelakie "miśku", "słoneczko", "kochanie", "rybko" od osób,
których nie ma,
które imitują istoty,
które przy mnie trwają.
Odsuwam się
bez pożegnania.
Rzucam beztroskie:"Nie martw się.", przymrużając oczy.
Sama wiem,
że zbyt wiele objawów widać,
by się nie martwić.
Ciągle czekam.

niedziela, 10 listopada 2013

Zostań.


Uciekam.
Zostawiam z tyłu
Ból i cierpienie.
Odchodzę daleko
Od powykręcanych ciał,
Zastygłych w nienawiści.

Uciekam.
Nie widzę wojny,
Nie słyszę krzyków.
To już nie moja sprawa.
Jestem wolna, a jednak...

Uciekam.
Jak tchórz - odchodzę.
Jak szczur - ratuję się sama.
Jak zdrajca - zostawiam resztę w potrzebie.
Ty kłamco, oszuście, zdrajczyni...
Wstyd mi za nas.

Wracam.
nie mogę tak sobie uciec.
Zaczęłam to skończę.
Trafiła mnie kula,
Serce ze śrutem.

Umieram szczęśliwa
Z resztą przegranych.
Boli tak cudnie, tak pięknie.
Jestem wolna.
Jestem wśród swoich...



Tonę dennie
W głuchej ekspresji
Marnych cieni
By w nieudanych dniach
Uciec z nietrwałej formy
Być łzą ulotną
Niezauważalną dla ogółu.
I oszukać zmysły.
Pokonać percepcję.
Otworzyć oczy. 
Raz.
Spojrzeć.
Wtedy dopiero 
Będę mógł
Nazywać się człowiekiem.


Ludzie noszą maski,
Udają wciąż innych
I grają idealnych.
Lecz ja masek nie lubię.
Ja siebie lubię.
Ja siebie akceptuję.
Nie muszę mieć masek,
By czuć się cudowną,
Bo wiem, że idealna nie jestem.
Mam wady i dobrze,
Bo kto lubi perfektów,
Chowających słabości
Pod przykrywką z gipsu?





Nigdy nie umiałam zaczynać.
Niczego.
Listów, wierszy, rozmów, nauki, nie umiałam też wskrzeszać uczuć.


Od dłuższego czasu tańczyłam na krawędzi, od wielu miesięcy balansowałam, co jakiś czas robiąc krok w przód by zaraz potem zrobić trzy w tył.
I stało się to co było nieuniknione, wylądowałam w czeluści, w czymś ciemnym, odległym, w przepaści w której nie widzę nawet swych dłoni.

Jestem na etapie przyswajania i prób zrozumienia.
Nie wiem nawet czy uda mi się wygrzebać z tego co nagromadziłam przez tyle lat, 
czy uda mi się uporządkować cały syf, syf w sobie i naokoło.

Ach, ale przecież nic nie zmienia faktu, że nie, nie umiem zaczynać.
Uwielbiam za to kończyć, spalać i przecinać nici.
To wychodzi mi zaskakująco dobrze. Ale mój wewnętrzny kot nie daje skończyć mi swojej bajki.
Jeszcze nie teraz.
Dlatego piszę, piszę i stawiam smutne słowa, tworzę smutne zdania, tylko po to by wyrzygać małą część siebie.
Ale chcę tu wrócić.
Machnąć ogonem i zagrzać miejsce.